That’s no moon… it’s a jellyfish.

Dziś notka, która wedle wstępnych założeń miała się znaleźć na blogu jako jedna z najpierwszych, ale nieco się obsunęła – będzie bowiem o czymś, co idealnie nadałoby się na początek. Czyli o czołówkach, a ściślej rzecz biorąc – o animowych openingach. Nie zamierzam tu jednak (przynajmniej nie tym razem) prezentować zestawienia swoich ulubionych czołówek czy też tych, które osobiście uważam za najlepsze. Nie. Dziś będzie o tych openingach, które skromnym Stokrotowym zdaniem z różnych względów kwalifikują się jako pozytywnie zakręcone. Proszę więc zapiąć pasy i przygotować się na solidną dawkę radosnego absurdu oraz głupawki.

Haino, haino, yoisho, yoishona… xD

Lucky Star – czyli mocne uderzenie od razu na wstępie. Osoby uczulone na nadmiar słodkości proszone są o przymknięcie oko na tę pozycję i przejście od razu do następnej ;).

Ponoć jest to jeden z tych openingów, które albo się kocha, albo się ich nienawidzi – i właściwie potrafię to zrozumieć. Sama zazwyczaj nie przepadam za seriami o słodkich moe-dziewczątkach, robiących urocze rzeczy – a jednak Lucky Star jest tak  cudownie przejaskrawione i rozkosznie niedorzeczne, że staje się właściwie świadomą autoparodią, i tym właśnie wygrywa. Opening zaś jest tego doskonałym odzwierciedleniem i doprawdy, trzeba by się bardzo uprzeć, by odmówić mu szalonego, landrynkowego uroku.

Durarara

Kolejna propozycja (podobnie jak i następna) na tle poprzedniej może się wydawać zaskakująco wręcz normalna, myślę jednak, że bardzo dobrze wpisuje się w ideę „zakręconości”. Szybkie tempo, dynamiczny montaż, cała galeria malowniczych postaci na tle tętniącego życiem Ikebukuro plus wpadająca w ucho rockowa piosenka. I, rzecz jasna, obowiązkowy latający automat do napojów w tle. Słowem, świetnie skrojony, cokolwiek wariacki opening do niebanalnej, podszytej szaleństwem serii. Czyli wszystko na swoim miejscu – tak jak być powinno ;).

Sengoku Basara

Z mojej słabości do pierwszej serii Sengoku Basary spowiadałam się już przy okazji wieszania psów na serię trzecią dwie notki temu, mimo to powtórzę: uważam to anime za jedno z najsympatyczniejszych i najbardziej pozytywnie szalonych, jakie kiedykolwiek miałam okazję obejrzeć, a jego opening wpadł mi w oko i ucho od pierwszego zobaczenia. Z jednej strony może się on wydawać bez mała klasyczny w prezentowaniu kolejnych postaci, z drugiej – ma w sobie coś dzikiego i nieokiełznanego, i aż bucha radosną epickością. Wrażenie to potęguje jeszcze piosenka – nawiasem mówiąc, również o byciu nieposkromionym. No i są jeszcze tańczący samuraje w tle – jak niby można się oprzeć tańczącym samurajom? xD

Tsuritama

Dwa słowa: Enoshima dance (czyli ów uroczy taniec-połamaniec wykonywany przez występujące w openingu postacie). Plus kolorowe rybki w tle. I… to w zasadzie wszystko, niech obraz mówi sam za siebie ;).

Kuragehime

 Prawdziwa perełka i mój zdecydowany faworyt w tym zestawieniu. Ktokolwiek wymyślił, by umieścić meduzę w roli Gwiazdy Śmierci, a resztę openingu oprzeć na aluzjach do różnych popkulturowo rozpoznawalnych filmów (od Gwiezdnych wojen przez Deszczową piosenkę po Bliskie spotkania trzeciego stopnia – i wiele innych po drodze), z całą pewnością miał wówczas przebłysk geniuszu. Efekt końcowy jest przeuroczy, zakręcony na całego i nad wyraz dobrze dopasowany do serii, i za każdym razem oglądam go z radosnym wyszczerzem na twarzy. Doprawdy, aż szkoda, że seria skończyła się po 11 odcinkach…

I to by było na tyle na dzisiaj. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że przykładów można by wymienić znacznie więcej, ale po pierwsze, chciałam skupić się na tych, które najbardziej zapadły mi w pamięć, po drugie, zależało mi na w miarę okrągłej liczbie (wyszło pięć) ;). Zachęcam wszakże do zgłaszania innych propozycji, chętnie się z nimi zapoznam :).

A za tydzień, jak wszystko dobrze pójdzie, będzie mniej więcej Halloweenowo. Uprasza się o trzymanie kciuków ^^.

Leave a comment